Story of one picture


This blog is dedicated to reflections on leadership, business, and technology.
Each story is complemented with photographs, which are worth a thousand words.
Enjoy reading and hearing
Podcast available at:

Uczysz się przez całe życie

Uczysz się przez całe życie

Tuesday, September 30, 2025

by Aleksander Poniewierski, APConsulting

Wróciliśmy. Moja i Iwo Poniewierski wyprawa motocyklowa w Himalaje zakończyła się. Kirgistan, Kazachstan, Chiny, Tybet i Nepal. Po przeszło 6000 km i 194 godzinach „w siodle” dotarliśmy do domu. Takie wyprawy, poza oczywistym walorem niezwykłej przyjemności jazdy na motocyklu, skłaniają do wielu przemyśleń. Jednym z nich jest pytanie – czy ja już jeżdżę dobrze na motocyklu?

Pytanie z pozoru banalne zadawane jest zawsze i przez każdego, kto świadomie rozpoczyna zdobywanie kompetencji. W każdej dyscyplinie, w każdym możliwym przedmiocie. Wiele już mówiłem o efekcie Dunninga-Krugera, w którym niekompetentnym wydaje się, że są już mistrzami, oraz o koncepcji nieświadomej i świadomej kompetencji – kiedy to pewnych umiejętności nabywamy i stają się one automatyczne. I tu chyba upatrywałbym ciekawej analogii dla biznesu. Zastrzegam, że analiza, jaką prowadziłem, była świadoma i miała potwierdzić pewne spostrzeżenia, a nie zaskoczyć mnie wynikami.

W naszej wyprawie brało udział łącznie 12 osób. Poza mną i Iwo wszyscy to bardzo doświadczeni motocykliści. Kilkaset tysięcy kilometrów, kilkanaście – jak nie kilkadziesiąt – lat doświadczenia. Niemniej jednak nikt z nich nie jeździł w takich warunkach przed tą wyprawą. Skład naszego zespołu to Austriacy, Nowozelandczyk, Grecy, Kanadyjczyk, Amerykanie, Hiszpanie, Niemiec i przewodnik z Nepalu. Najstarszy w ekipie Eric obchodził 73. urodziny. Nowozelandczyk Peter ma 69 lat i właśnie okrąża świat.

Sama technika jazdy na motocyklu jest do opanowania. Autostrady, drogi asfaltowe, szutry, a nawet kompletny off-road po błocie i przejazdach po ulewach w dżungli Nepalu. Słowem – wszystko. Odpowiedni motocykl, odpowiednie opony. Jedne motocykle cięższe, prawdziwe „muły robocze”, jak się mówi o GS-ach, inne to lekkie terenowe maszyny przeznaczone do trudnych warunków. Wady i zalety każdych z nich są znane. Ich właściciele też świadomie wybierają narzędzia swojej pracy.

To, co okazało się nieznane i zaskakujące, to choroba wysokościowa oraz regulacje państw, przez które jechaliśmy (w szczególności Chin). Okazuje się, że standardowe planowanie może okazać się niemożliwe lub mocno utrudnione. Wystarczy, że Twój organizm słabo reaguje na adaptację do mniejszej ilości tlenu i już zaplanowana wyprawa na kolejny dzień, np. przejazd 500 km, okazuje się niemożliwa. Po prostu nie jesteś w stanie skoncentrować się na drodze. A gdy dochodzą do tego kontrole na policyjnych „check pointach”, w rzeczywistości możesz pokonać drogę 300 km dziennie. Wystarczy, że spadnie deszcz, a pozornie łagodny szuter zamienia się w arenę do walki w błocie. 100 km przejeżdżasz w 12 godzin.

Twoja maszyna nie daje rady. Ty jako kierowca również. Zadanie staje się ekstremalnie trudne. I tu pojawia się pytanie – czy można powiedzieć, że jesteś dobrym motocyklistą, czy sytuacja Cię przerasta? Nowe wyzwania – a może potrzebne są nowe umiejętności?

I tu ciekawostka. Przewodnik. Zna warunki, wie, jakie są utrudnienia, wie, że pada deszcz, jest upał, asfalt lub błoto. Stawia cel – musimy być jutro w miejscowości XYZ. Mamy trzy drogi. Patrząc na kondycję grupy i jej umiejętności, proponuje, abyśmy pojechali najdłuższą drogą, dokładając 200 km, ale omijając przełęcz 5200 m n.p.m. oraz deszcz. On jest liderem. Sam nie jedzie na motocyklu, ale kieruje grupą. Nawigator lub kapitan fregaty. Nie wiosłuje, ale jednak zarządza siłami. Dzięki niemu osiągany jest cel. Obserwuje i dostosowuje możliwości do najsłabszego ogniwa. Eliminuje sytuacje, które mogą doprowadzić do katastrofy.

I jak w rzeczywistości biznesowej grupa się buntuje. Jedni, którzy znają swoje siły, przeciwstawiają się przewodnikowi. Argumentują, że dadzą radę jechać trudniejszą trasą. Inni pozornie się zgadzają z przewodnikiem, ale za jego plecami marudzą i kontestują wybór. Jeszcze inni poddają się jego wyborowi, nie chcąc brać odpowiedzialności lub po prostu nie mając swojego zdania. Bo to nie zespół, tylko zbieranina przypadkowych, nieznających się ludzi. Wychodzi jak wychodzi. Konsekwencja przewodnika podczas kolejnych dni prezentowania propozycji tras jest zadziwiająca. Każdego następnego dnia grupa przekonuje się, że jednak on ma rację, a jego analiza jest słuszna. Po kilku dniach bunty ustają i wszyscy członkowie wyprawy dostosowują się do rytmu, godząc się na kompromisy, ustępstwa lub są zmuszeni do większego wysiłku. Grupa staje się zespołem. Maszyną działającą w jednym takcie. Bez zacięć i szarpania. Osiągając zamierzone cele.

A czy sam przewodnik dostosowuje się do zmieniających warunków? Czy jak będzie miał inną grupę, będzie proponował ustalone schematy, czy dokonywał rzeczywistej analizy? Czy będzie podejmował ryzyko, czy jedynie je minimalizował? Tego się nie dowiem.

Zdjęcie wykonane na pustyni Gobi. Długie przelotówki i dobry asfalt. Raj dla motocyklistów chcących nie myśleć o codzienności.

Dedykuję to liderom, którzy zastanawiają się, jaka jest ich rola, oraz zespołom, które zadają sobie pytania – po co nam „kapitan”, który sam nie wiosłuje. W takich przypadkach, jak ten opisany, doceniamy tę postać. Zależymy od niej i osiągamy cele dzięki niemu. Często w swojej karierze zastanawiamy się, co to znaczy być liderem i czy warto nim być.

No comments yet
Search