Story of one picture


This blog is dedicated to reflections on leadership, business, and technology.
Each story is complemented with photographs, which are worth a thousand words.
Enjoy reading and hearing
Podcast available at:

Stało się co musiało się stać

Stało się co musiało się stać

Wednesday, March 12, 2025

by Aleksander Poniewierski, APConsulting

Na zachodzie jest takie powiedzenie: „expect the unexpected”. Oczywiście przebicie opony jest najczęstszym przypadkiem niemożliwości kontynuacji dalszej jazdy dla motocyklisty. Wszyscy się tego spodziewają. Kupują zestawy naprawcze, zapasowe dętki i opony. Ale jednak właśnie ciebie to spotyka, gdy masz przed sobą 700 km drogi do pokonania tego dnia i wstałeś wcześnie rano, aby dać sobie zapas na oglądanie pięknych widoków. Co za niefart! Opona zostaje prowizorycznie naprawiona, ale przez całą drogę masz obawę, że coś znowu się stanie. Kołek wypadnie. Po 400 km powietrze zaczyna uchodzić. Znowu stres. Przez kolejne 300 km zatrzymujesz się co 20-30 km, aby dopompować obiekt twoich trosk. Już po drugim stopie nasz zespół (ja i Iwo Poniewierski) wprowadzamy procedurę. I prawie automatycznie zatrzymujemy się po komunikacie w intercomie, ja wyciągam kompresor, a w tym czasie Iwo odkręca wentyl. Po zakończeniu dopompowywania chowam kompresor, Iwo już ubiera i jedziemy. Trzeba obserwować wskaźnik ciśnienia w oponie, i znowu po pół godzinie powtarzamy procedurę.

Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie fakt, że jesteśmy na Ziemi Ognistej, wiatr wieje z prędkością 50 km/h, a temperatura spadła do 8 stopni Celsjusza. Po profesjonalnym załataniu dziury u wulkanizatora miałem potrzebę zaopatrzenia się w dodatkową zapasową oponę. Ale po chwili uświadomiłem sobie, że przecież to nic nie zmieni, bo i tak nie potrafiłbym jej założyć. Przez całą drogę rozmawialiśmy, jakie mieliśmy szczęście, że był kompresor i że kupiłem elektroniczny poziom kontroli ciśnienia w oponach. Bo mogło być gorzej.

Wyprawy w nieznane bez doświadczenia sprawiają, że człowiek nabiera pewnej pokory. Wiecie jakiej? No właśnie, po prostu przyjmuje fakt porażki jako część przygody. Nie wścieka się, nie czyni wyrzutów. No bo nie ma po co. Znajduje rozwiązanie i cieszy się, że udało się zarządzić kryzysem. Co więcej, jest dumny, że sobie poradził. Wielu doświadczonych motocyklistów powiedziałoby: „No przecież to banał.” No może i banał. Ale zawsze jest ten pierwszy raz.

No i najważniejsze. Przez 22 lata byłem opiekunem mojego syna. To ja załatwiałem wszystko. To ja rezerwowałem hotele, rozwiązywałem problemy. W tej wyprawie było jednak zupełnie inaczej. Nie znam hiszpańskiego, więc z nikim się nie mogłem dogadać. Role się odwróciły – to Iwo załatwiał telefony, umawiał, negocjował, płacił. Nagle ja, ten „guru i heros w jednej osobie”, byłem skazany na nowego, młodego lidera. NIE tylko świetnie sobie poradził, ale widziałem, że czerpie z tego prawdziwą przyjemność. A ja – dumny ojciec – uśmiechałem się pod nosem. Tak się buduje liderów.

No comments yet
Search